,,Oczami Cassandry''
Chciałam teraz pobyć sama. Zdawałam sobie sprawę z tego że reszta może będzie się o mnie martwić, ale potem im to jakoś wynagrodzę. Stojąc na tym całym pomoście ,wpatrywałam się w przepiękny widok lekko wynurzającego się zza krawędzi ziemi słońca. Dochodziła już prawie 4.30 ,kiedy koło mnie coś zaszeleściło. Wystraszyłam się trochę, ale był to tylko lekki podmuch wiatru, ale i tak się obróciłam. Po kilku minutach poczułam na sobie czyjś wzrok, ale nie zamierzałam czegoś z tym zrobić. Wtedy ktoś podszedł mnie od tyłu i przytulił. Odchyliłam głowę na bok tak,żebym mogła zobaczyć kim jest ta osoba. Uśmiechnęłam się widząc że to Harry.
-Co ty tu robisz ??- zapytałam a na mojej twarzy cały czas tkwił pusty uśmiech i dalej wpatrywałam się w lekkie promienie słoneczne które delikatnie muskały twarz.
-Szukałem cię, zresztą jak cała reszta- objął mnie w talii
-Czasem fajnie tak pobyć samemu ze sobą i przemyśleć parę spraw.
-Wiem, sam często zaszywam się gdzieś i tak robię
-Naprawdę ?- zapytałam lekko nie dowierzając i energicznie obróciłam się twarzą do niego. Spojrzał mi w oczy ,a ja jemu. Widziałam w nich odbicie tafli wody ,na którą pada odbicie słońca wyłaniającego się zza horyzontu, a całość daje niesamowity efekt.
-Harry ..
-Tak ?
-Czy ty .. czy ty mnie lubisz ?
-Jasne ,czemu pytasz ?
-Bo...bo ja chyba czuję do Ciebie coś więcej ..- wtedy na jego twarzy pojawił się pełen ciepła uśmiech. Wtedy powoli zbliżyłam do niego swoje usta ,a widząc że nie ma nic przeciwko, w końcu go pocałowałam. -Co cię martwi ??- powiedział już po pocałunku i upływie kolejnych 20 minutach rozmowy.
-Mam wyrzuty sumienia że tak nawrzeszczałam na Troy'a. Teraz sama nie wiem o co w tym wszystkim chodzi...
-Takie jest życie
-Czyli jakie ..?- uśmiechnęłam się
-Dziwne i niezrozumiałe
-Ale czasem jest przecież fajne i zabawne
-Każdy ma inne życie i odbiera je na inny sposób- westchną a ja wtuliłam się w niego.
-Coś się stało ??- zapytałam kiedy mnie od siebie odsunął
-Nie zimno Ci ?? -zapytał i spojrzał na mnie opiekuńczo- Masz na sobie tylko krótkie spodenki i bokserkę
-Nawet o tym nie pomyślałam, aż do teraz -zaśmiałam się
-Wracajmy już do reszty ,dobrze ?- spytał
-Ok,ok
,,Oczami Jade''
Całą noc siedzę na tej głupiej ławce, ale mam wrażenie że z tym kręgosłupem coraz gorzej. Jednak po długich namysłach doszłam do wniosku że powinnam przeprosić Zayn'a za to że na niego nakrzyczałam. Nie wiem jednak jak to zrobię ,bo nie mam pojęcia gdzie jest ,dziewczyny i chłopaki przyjadą dopiero za jakieś 3 dni, a ja nie zamierzam siedzieć na tej idiotycznej ławce.
-Idę go poszukać- powiedziałam do siebie i jak tylko mogłam postarałam się wstać i przejść jak najdłuższą drogę. Sama nie wiem dlaczego po 3 godzinach skierowałam się do Big Ben'a. Niestety moje przeczucia zawiodły i nie było tam Zayn'a. Zmęczona i obolała udałam się na most ,na którym spotkaliśmy się wcześniej, usiadłam na ławce -też na tej co poprzednio, zakryłam twarz w dłoniach i zaczęłam ryczeć. Najbardziej dołujące było to, jak bardzo jestem bezsilna. Wtedy ktoś usiadł koło mnie i objął ramieniem. Tak, to był Zayn. Objęłam go najmocniej jak tylko potrafiłam i zaczęłam go przepraszać.
-Spokojnie, wszystko Ok.- powiedział i zaczął bawić się moimi włosami, a ja otarłam spływającą łzę gapiąc się gdzieś w dal.
-Ja też przepraszam że Cię tam zostawiłem ..- nie odpowiedziałam, tylko jeszcze mocniej go przytuliłam.
Zanim się obejrzałam zsunęłam się na jego uda, i oparta o nie zasnęłam.
Przetarłam oczy i nie za bardzo wiedząc gdzie jestem ,szybko się ocknęłam i rozbudziłam.
-Zayn !- zawołałam bojąc się że odszedł
-Spokojnie, jestem tutaj- powiedział i ręką znowu położył moją głowę na jego nogi.Obróciłam się tak żeby leżąc widzieć jego twarz.
-Co teraz będziemy robić ??- zapytałam z przestrachem i taką dziecinną bezsilnością w głosie.
-Może najpierw kupimy sobie coś do jedzenia ?
-Dobrze. Niedaleko jest fajny bar mleczny.
Po zjedzonym śniadaniu ustaliliśmy że pójdziemy pod dom mój i dziewczyn ,bo może będzie otwarte jakieś okno i wejdziemy do środka.
Po dotarciu na miejsce obeszliśmy posesję ze dwa razy. Niestety bez skutku.
-Może chodźmy pod dom mój i chłopaków- zaproponował w końcu Zayn
-To i tak nic nie da- powiedziałam zrezygnowana
-A co nam szkodzi? I tak nie mamy nic do stracenia..
-W sumie racja. Idziemy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz