piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 113

,,Oczami Jade''
-Eddie, musimy porozmawiać- powiedziałam do telefonu, przechadzając się po pokoju. Odłożyłam telefon z nadzieją, że odsłucha tą wiadomość, zwłaszcza, że nagrałam mu ich chyba z 15. Podeszłam do szafy i przejrzałam jej zawartość. Niewiele myśląc o tym co robię, wybrałam krótki top, szorty i wysokie trampki.
-O, widzę że już wstałaś. Jak się spało?- do pokoju wszedł Zayn i mnie pocałował. W jego oczach widziałam błysk i coś, co kiedyś mnie w nim intrygowało.
-W miarę dobrze. Nawet nie zauważyłam kiedy wstałeś.
-To dobrze, nie chciałem cię budzić. Jakie masz plany na dzisiaj? -rzucił się na łóżko.
-Jeszcze nie wiem, może wybiorę się na miasto. A ty?
-Za godzinę musimy byś z chłopakami w studiu, ale może wieczorem wybralibyśmy się do restauracji albo na spacer..?
-Moglibyśmy poszwędać się tak jak kiedyś.-na twarzy pojawił mi się uśmiech.
-Super. To ja lecę.- powiedział, namiętnie mnie pocałował i wyszedł. Z uśmiechem obejrzałam się na drzwi i wzięłam do reki telefon, na którym wyświetliła się nowa wiadomość. ,,O 12 w parku BR.''- tyle mówił tekst wiadomości. Od razu rozpoznałam inicjały parku BR, wszyscy nasi znajomi go znali, martwiła mnie jednak  powaga emanująca od sms'a. 

,,Oczami Cassandry''
-Cześć CJ, co robisz?- zapytałam jednocześnie zakręcając sobie na palcu loczka. 
-W zasadzie to nic szczególnego. Zaczynam myśleć o przygotowaniach na urodziny James'a. Roczek to jego pierwsza impreza, chciałabym żeby potem oglądając zdjęcia stwierdził, że było super.- odparła CJ.
-Jeśli chcesz mogę wpaść i pomóc ci coś wymyślić.- zaproponowałam przyjaźnie. 
-Było by miło. Do jego urodzin jest w sumie jeszcze dwa tygodnie, ale nie chcę z niczym czekać na ostatnią chwilę. 
-Będę za pół godziny.- powiedziałam i rozłączyłam się. Poleciałam na górę do pokoju, żeby wybrać jakieś ciuchy. Zdecydowałam się na top w paski, czerwone szorty, czarne trampki, a do tego czerwona torebka, okulary przeciwsłoneczne i biżuteria z motywami kotwic. Zbiegłam po schodach już prawie gotowa do wyjścia. 
-Macy! Wychodzę!- krzyknęłam chowając do torebki telefon. Postanowiłam pojechać autobusem, bo Harry i Niall wzięli samochód. Na przystanku czekałam około 5 minut, więc niezbyt długo. Do CJ jechało się około 15 minut. Rozglądając się po pasażerach autobusu zauważyłam, że poza mną jechało tylko 6 osób, w tym jeden chłopak w kapturze, który szczególnie zwrócił moją uwagę. Przez cały czas czułam na sobie jego wzrok. Czułam się trochę niezręcznie i nie bardzo wiedziałam co mam robić. Wyjęłam telefon i zaczęłam smsować z Jade. 
'Co robisz?'- napisałam i po chwili otrzymałam odpowiedź: 'Siedzę i oglądam film z Jannette, a ty?'. Zgodnie z prawdą odpisałam że jadę do CJ i jakiś chłopak bacznie mi się przygląda. Jade poradziła mi żebym wysiadła, jeśli jestem już niedaleko. Do domu Louisa i CJ były co prawda jeszcze tylko dwa przystanki, ale nie znałam zbyt dobrze tej okolicy. Tak czy inaczej postanowiłam zaraz wysiąść i przejść się nieco dłużej. Autobus zajechał na przystanek, a ja w tym czasie podeszłam do drzwi i złapałam się poręczy. Drzwi otworzyły się z sykiem po czym wysiadłam z autobusu. Będąc już na chodniku sama nie wiem czemu odetchnęłam i czując się niezbyt komfortowo ruszyłam przed siebie. Idąc niepewnym krokiem raptownie zwolniłam- wydawało mi się, że słyszę za sobą czyjeś kroki. Obróciłam głowę i serce zaczęło mi mocniej bić. Za mną szedł ten sam chłopak, który jechał tym pieprzonym autobusem. Wystraszyłam się i przyspieszyłam kroku. W pewnym momencie już prawie truchtałam. Serce biło mi coraz mocniej i nagle na przedramieniu swojej prawej ręki poczułam dotyk. Uniosłam wzrok i zobaczyłam jego. Chłopaka w szarej bluzie, z kapturem osuniętym na tył głowy i kruczoczarnymi włosami opadającymi mu na czoło i oczy. 
-Kim jesteś?- zapytałam przerażona.
-Mam na imię Nick. Tak mi się wydaje, że skądś cię znam, ale nie wiem skąd.- odparł patrząc mi głęboko w oczy ze zmarszczonymi brwiami. Wyraz mojej twarzy w jednym momencie zmienił się z przestraszonego na wściekły.
-Nie, to ja cię skądś znam!- warknęłam mu. Rysy twarzy, chód, postura... znałam to wszystko ze zdjęć, opowieści i wspomnień. Chłopak uśmiechnął się szyderczo, a jednocześnie zadziornie.
-A jednak.- odparł neutralnie.
-Ty sukinsynu!!- wrzasnęłam i zaczęłam popychać chłopaka i walić w niego pięściami z niezbyt udanym skutkiem.- To co stało się z Fabianem to wszystko twoja wina! Jak możesz mieć czelność jeszcze pojawiać się w naszym życiu jak gdyby nigdy nic! Jesteś z siebie dumny?! No odpowiedź!- mówiłam z tak dużym żalem, że nie pamiętam kiedy ostatnio taki czułam. 
-Wszyscy wiemy, że to nie jest ani moja, ani twoja, ani niczyja wina, więc przestań robić sceny.- stwierdził i odparł mój cios w taki sposób, że samą odepchnęło mnie do tyłu. 
-Nie twoja wina?! A niby przez kogo wpadł w nałóg? Przeze mnie?! Przez Jannette?! Czy może jeszcze kogoś innego!
-To nie przeze mnie wpadł w nałóg tylko ze mną, a to jest różnica. Jeśli nie chcesz stracić kogoś jeszcze, to lepiej zamknij się i posłuchaj.- odparł z lodowatym spojrzeniem. Otworzyłam buzię i szybko ją zamknęłam. 
-O czym ty mówisz?- zapytałam. 
-Przyjdź jutro o 22 do starego skrzydła FC.- powiedział skupiając się na zapaleniu papierosa. Wypuszczając dym z ust spojrzał na mnie i nasuwając kaptur odszedł. 
-Zaczekaj! Nie wiem o jakie miejsce ci chodzi!- krzyknęłam za jego plecami.
-A kojarzysz inicjały SW? Na pewno sobie poradzisz.- odparł i jeszcze przez chwilę szedł tyłem.
-Nie możesz po prostu powiedzieć pełnej nazwy?!- zawołałam rozkładając ręce, ale chłopak po raz kolejny uśmiechnął się, obrócił i szedł dalej. Głowiąc się jeszcze jakiś czas o co chodzi ruszyłam do domu CJ.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Witam was po raz pierwszy od dosyć dawna. Postanowiłam znowu coś napisać i jest szansa, że w najbliższą niedzielę wyjdzie ode mnie jeszcze jeden rozdział, bo nabrałam trochę weny.

1. Jak myślisz, o kogo może chodzić Nickowi??
2. Czy Cassie odnajdzie miejsce, w którym ma spotkać się z Nickiem?? 

Pozdrawiam, zachęcam do komentowania i zapraszam ponownie :*

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 112

,,Oczami Jannette''
-Trzeba powiedzieć Jade.- powiedziałam jak tylko najdelikatniej umiałam zapatrzona na wirujące na wietrze liście. Arian nie odpowiedział, ale nie wymagałam tego od niego.- Jeśli chcesz, to ja jej powiem.- zaproponowałam.
-Zrobię to.- odparł cicho.
-Iść z tobą?
-Tak. Dziękuję ci za to że jesteś.- odparł i spojrzał smutnymi oczyma w moją stronę. 
-Nie masz za co dziękować. Chodźmy już.- powiedziałam i ruszyliśmy w stronę domu Hendersonów. Po około 25 minutach, byliśmy już na miejscu. Otwierając drzwi frontowe, zobaczyliśmy zmartwioną Jade chodzącą po pokoju i obgryzającą paznokcie.
-Dlaczego pojechaliście beze mnie?!- spytała nerwowo. Ani ja, ani Arian nie mieliśmy siły na wytłumaczenia. 
-Jade...- zaczęłam, ale mój głos niespodziewanie się załamał.
-Fabian nie żyje.- powiedział cicho i spuścił wzrok. Jak tylko w oczach Jade zobaczyłam łzy od razu podeszłam do niej i obie się przytuliłyśmy. 

*Dwie godziny później*
-Zrobiłam ci herbatę.- powiedziałam stawiając na stoliku kubek, ale zapatrzona w okno Jade nie zareagowa-ła. Siedzieliśmy w ciszy, aż do wieczora, dopóki Jade nie obróciła się nagle ze słowami:
-Powinniśmy powiedzieć też Carze i pozostałym.- po czym znów zapadła niemalże grobowa cisza.


Miesiąc później było już lepiej. Nadal myślałam o nim, ale rozmawiając z nim starałam się uśmiechać bo wiem że nie chciałby żebym płakała. Bez niego wszystko jest inne. Takie puste i szare. Brakuje tej jego energii którą nas zarażał i obdarowywał. Po tym wszystkim Arian bardzo zamknął się w sobie. Dużo czasu spędza w samotności. Jade jakby spokorniała, ale potrafi się uśmiechać, szczególnie przy Zaynie- znów są parą. Ja jakoś żyję, ale nie jest mi z tym wszystkim łatwo, szczególnie ze wiem, że Fabian zrobił to z mojego powodu.
 Ciągle mam przed oczami te wszystkie spędzone razem chwile; jak zabrał mnie na plażę, do kawiarni, jak siedzieliśmy razem u niego w pokoju i na skórzanym fotelu przytulaliśmy się.
Nie wierzę, że to już nie wróci. Nie życzę absolutnie nikomu tego uczucia, które odczuwamy przy utracie kogoś  kto był twoim jedynym wsparciem. Zwłaszcza wiedząc że gdyby mógł, oddałby za ciebie życie jeszcze raz. 

,,Oczami Cassandry''
Nadal wszyscy otrząsamy się po utracie Fabiana. Cieszę się jedynie z tego, że między mną a Harrym wszystko jest jak dawniej. Martwi mnie jednak zachowanie Ariana; rozumiem że cholernie cierpi, ale to nie to- zachowuje się tak... dziwnie, wręcz podejrzanie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Hejka. Wiem że to co napisałam wyżej jest koszmarne, krótkie i sama zdaję sobie z tego sprawę, ale nie wiedziałam do końca jak wybrnąć z tego co wcześniej napisałam, bo koniecznie chciałam coś dodać a weny brak. Myślę że opowiadanie zakończy się przy około 115 /120 rozdziale i mam nadzieję, że do tego czasu będzie was tu jak najwięcej. 
Szczerze podziękowania za 45k odwiedzeń! Kocham Was i pozdrawiam.

środa, 8 stycznia 2014

Rozdział 111

,,Oczami Cassandry''
-Hej...- odparł Harry opierając się o futrynę łuku w salonie.- Przemyślałem sobie to wszystko.- urwał, po czym westchnął. Z jego twarzy nie mogłam wyczytać emocji, ale czułam że sama mam wymalowany na twarzy strach przed tym co za chwilę powie.- Chcę żebyś wiedziała, że bez względu na to co się między nami dotychczas działo, uświadomiłem sobie że nie potrafię przestać cię kochać.- powiedział a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem i wdzięcznością.
-Ja...-zaczęłam ale sama nie wiedziałam co chcę mu powiedzieć.- Harry, tak bardzo cię przepraszam. Wiem że to niewiele zmienia, ale chciałabym żebyś wiedział że jest mi naprawdę przykro.
-Cassie, wierzę ci. Naprawdę.- zapewnił mnie podchodząc coraz bliżej, po czym przyciągnął mnie do siebie. Tkwiliśmy chwilę w ciszy zatapiając nasze oczy w czułym spojrzeniu. Zarzuciłam Harremu ręce na szyję, a ten niepewnie zbliżył swoje usta do moich. Ostatni, pełen wahania ruch Harrego był początkiem namiętnego pocałunku, którego tak bardzo potrzebowałam. W tym momencie ktoś wszedł do domu. Ociągając się przerwaliśmy całusa, a ja widząc przygnębionego Nialla delikatnie zmarszczyłam brwi.

,,Oczami Jannette''
   Zeszłej nocy ,,spałam'' z Jade i Arianem u nich w salonie. Przesiedzieliśmy całą noc niemalże w ciszy od czasu do czasu wychodząc na schody odetchnąć, pobyć te pięć minut w samotności by lepiej ukryć łzy. Około 4 nad ranem otrzymaliśmy telefon ze szpitala że stan Fabiana znacząco się pogorszył. Jade usnęła chwilę wcześniej więc na oddział pojechaliśmy tylko ja z Arianem. Teraz mijamy Tower Bridge. Widzę ten most, chociaż mam kompletną mgłę przed oczami... tak bardzo chciałabym cofnąć czas i powiedzieć mu gdzie i poco wyjechałam. A teraz może być już za późno. Wiem że to przeze mnie, to wszystko to moja wina. Nieoczekiwanie wybuchnęłam głośnym płaczem. Arian spojrzał na mnie i lekko przyspieszył.
   Po około 10 minutach jazdy wbiegliśmy na oddział i wpadliśmy prosto na lekarza dyżurnego. 
-Co z Fabianem?!- krzyknął Arian gwałtownie rozglądając się za jego ramieniem. Lekarz zaczął coś do niego mówić jednak ten nie zareagował. Po chwili szybkim krokiem, wręcz truchtem przemierzaliśmy korytarz by dotrzeć do sali w której leżał Fabian. Kiedy zastaliśmy jego łóżko puste, serce chyba na chwilę mi się zatrzymało. Arian spanikowany odwrócił się i podszedł ponownie do lekarza.
-Co z Fabianem?- powtórzył spokojnie łagodnym, pełnym pokory głosem, jednak był stanowczy.
-Jest na sali operacyjnej.- odparł lekarz.- Po operacji chirurg powie wam więcej. Jak na razie nie można dokładnie stwierdzić jak poważny jest jego stan.
   Czekaliśmy na korytarzu od kilku godzin. Czas bardzo wolno. Arian chodził w kółko albo patrzył przez okno w zamyśleniu. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać tego co musi czuć... i tak ma już wystarczająco pod górkę w życiu; stracił rodziców, a teraz może też i jego. Brata a za razem przyjaciela. Naprawdę było mi żal Ariana ale też i Jade oraz Fabiana.  Oczy lekko przymykały mi się po nieprzespanej nocy, a za oknem nastał już ranek.
   2 godziny później. Szklane drzwi za którymi krył się korytarz na salę operacyjną powoli zaczęły się otwierać. Poderwaliśmy się jak poparzeni i nawet nie wiem kiedy, znaleźliśmy się tuż obok lekarza. Patrzyliśmy na niego pytająco, a on utkwił w nas wzrok i stał przez chwilę w milczeniu. Powiedział coś, ale nie chciało to do mnie dotrzeć. Przed oczami widziałam tylko mgłę, wszystko jakby jeszcze bardziej zwolniło, a w uszach słyszałam tylko bicie mojego serca. 
-Straciliśmy go.- powtórzył lekarz.
-Niee!, na pewno da się jeszcze coś zrobić, na pewno! On nie może umrzeć, zróbcie coś, do cholery zróbcie coś!- krzyczał Arian płacząc i co kilka słów łamał mu się głos. Mój oddech gwałtownie przyspieszył słuchałam tylko tego co się za chwilę stanie i próbowałam nad sobą zapanować. Strumienie łez zalewały mnie od środka i wydostawały się na zewnątrz. Przez gulę w gardle nie mogłam przełknąć śliny, ani niemal złapać powierza czy czegokolwiek powiedzieć. Usiadłam na krześle zastanawiając się czy to nie sen. Uspokoiłam trochę oddech, ale wciąż tliło mnie coś w głowie i obraz przed oczami zamazywały strugi łez, ale ich nie czułam. Uświadomiłam sobie że niczego nie czuję, niczego nie słyszę. Pustka. Jeszcze ta cholerna bezradność. Niespodziewanie zachowanie Ariana przyciągnęło moją uwagę. Zerwał się z miejsca i jakby nie był świadomy tego co robi.
-Dokąd idziesz.- powiedziałam cicho nawet nie pytającym tonem, odprowadzając go wzrokiem. Nie odpowiedział, więc wstałam i ruszyłam za nim.  Wydawało mi się że nawet nie zauważył że go wołam i próbuję dogonić. Kiedy znaleźliśmy się w jednym z węższych korytarzy tego szpitala wszedł do jakiegoś pomieszczenia. Podeszłam bliżej. Jestem taka głupia....on tylko poszedł do łazienki. Na chwilę się uspokoiłam, ale nie trwało to długo, gdyż w jednej sekundzie do głowy przyszły mi setki wątpliwości. Popchnęłam drzwi do męskiej toalety i szukając znajomych butów pod drzwiczkami doszłam do ostatniej kabiny w której go znalazłam. 
-W porządku?- zapytałam obracając głowę w bok, aby moje ucho znalazło się tuż przy drzwiach i lekko zastukałam.- Arian, nic ci nie jest?- zadałam kolejne pytanie na które również nie otrzymałam odpowiedzi. Niepewnie pociągnęłam za gałkę i moim oczom ukazał się Arian siedzący na zamkniętym sedesie z pistoletem w dłoniach. Kiedy mnie zobaczył wycelował nim we mnie.
Wystraszyłam się, i to cholernie, ale nie myślałam w tym momencie o sobie.
-Arian, odłóż to.- powiedziałam i starałam się zachować spokój w głosie. -Odłóż.- powtórzyłam łagodnie. -Damy radę, zaufaj mi.- powiedziałam i po moich policzkach spłynęła łza, a za nią kilka kolejnych. Chłopak sam nie wiedział co ma zrobić, to wszystko go przerastało. 
-W porządku? Nic nie jest w porządku.- odparł i sam rozpłakał się jeszcze bardziej. Nie wiedział co ma zrobić z bronią w dłoniach, zaczął trząść nią na prawo i na lewo, aż w końcu przyłożył ją sobie do głowy.
-Tyle już przeszedłeś, nie poddawaj się teraz. Nie wyobrażam sobie tego co musisz teraz czuć, to straszne, ale z czasem będzie lepiej. - pod koniec załamał mi się głos.
-Będzie lepiej? Wszystkie bliskie mi osoby odeszły! Nie będzie dobrze, już nic nigdy nie będzie dobrze. Jeśli to zrobię wszyscy będziemy szczęśliwi, to jedyne wyjście!- odparł i jeszcze mocniej zacisnął dłonie na pistolecie. 
-Całe życie przed tobą, nie odbieraj go sobie. To nie jest jedyne wyjście rozumiesz, zawsze masz wybór. To co chcesz zrobić byłoby twoją najgorszą podjętą decyzją ...
-...której potem nie mógłbym żałować.- dodał i zacisnął powieki spod których wypływały krople łez. 
-Pomyśl o Jade ona zostałaby już całkiem sama. Macie siebie nawzajem i to jest najważniejsze. Nie rób tego ani jej ani sobie. Arian..? Słyszysz mnie?- spytałam. Wydawało mi się że sam tego nie chce, ale nie ma już siły dalej zmagać się ze swoim życiem.- Będzie dobrze. Obiecuję.- zapewniłam i kucając, położyłam dłoń na jego kolanie.- Obiecuję.- szepnęłam. Przez chwilę słychać było tylko nasze oddechy. Chłopak opuścił ręce i spłakany wstał, ale w jego oczach nadal szalał strach. Nagle uświadomiłam sobie że go przytulam. Przycisnęłam swoją głowę mocno do jego ramienia i słyszałam bicie jego serca. Waliło jak oszalałe, zapewne tak jak moje. Zachodziłam się od płaczu i poczułam jak moje włosy robią się mokre od jego oczu.


~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
 Szczerze mówiąc sama nie wiem co mam teraz tu napisać :( 
Chęcę wam tylko ogrooooomnie podziękować za te 40 000 tys. wejść i powiedzieć, że jestem wam wszystkim którzy to czytają naprawdę wdzięczna :) 
Zachęcam do komentowania i pozdrawiam :*

niedziela, 22 grudnia 2013

Rozdział 110

,,Oczami Cassandry''
-Co teraz?- zapytałam Ryan'a jednocześnie siedząc na łóżku i się malując.  Ryan spojrzał na mnie zapinając pasek i po chwili odparł:
-Nic. Wracam do domu.
-Kiedy zobaczymy się znowu?- zapytałam i mimowolnie posłałam mu niegrzeczny uśmieszek.
-Cassie...nauczyłaś mnie wielu rzeczy. Bardzo ci za wszystko dziękuję, ale tu nasze drogi się rozchodzą. Jak dalej sobie to wyobrażasz?- odparł, a ja myślałam że się przesłyszałam.
-Słucham?- wydusiłam cicho.
-Uwierz mi, na początku myślałem że coś do ciebie czuję. Ale nie, nie było między nami tego czegoś, co sprawia, że czujesz tą miłość nawet wtedy kiedy druga osoba jest setki kilometrów od nas. Nie chcę cię ranić, ale to uczucie z mojej strony było bardziej wymuszone niż naturalne. Ale wiem, że ty też mnie nie kochasz.- Ryan mówił to do mnie, trzymając mnie za dłonie.
-Nie wiesz co czuję.- odparłam w zamyśleniu przyglądając się rozmazanej przestrzeni przede mną.
-Nie możesz mnie kochać. Jestem zły, cierpiałabyś przeze mnie. Tak będzie lepiej.- dodał i zacisnął usta.
-Nie będzie lepiej.- szepnęłam cicho sama do siebie.
-Mówiłaś coś?- Ryan odwrócił się, gdyż zbliżał się już do drzwi.
-Nie będzie lepiej. Będzie tylko łatwiej.- powiedziałam i łzy spłynęły mi po twarzy. Poczułam ukłucie w sercu, podobnie jak wtedy gdy znalazłam ten list od Troy'a. Na samą myśl o nim rozpłakałam się jeszcze bardziej. Nie wiedziałam jak mam teraz spojrzeć w lustro. Ryan westchnął i nie bardzo wiedział co ma teraz zrobić, więc po prostu wyszedł. Kiedy drzwi się zamknęły rzuciłam w nie z całej siły poduszką i pogrążona w złości na siebie i rozpaczy, nie wiedziałam co mam teraz ze sobą zrobić.
Godzinę po tym zajściu do pokoju wparował Harry.
-Hej, jak leci?- zapytał.
-Możemy porozmawiać?- odparłam po chwili.
-Jasne.
-No więc.. jesteśmy z sobą od dość dawna. Dlatego myślę że powinnam ci teraz o wszystkim powiedzieć. Nie chcę mieć przed tobą żadnych tajemnic bez względu na to czy wyjawienie ich będzie mnie sporo kosztowało. Zrobię to bo cię kocham i.. i wiem że wolałbyś znać prawdę i wiedzieć na czym stoisz, a właściwie stoimy, niż abym cię oszukiwała.
-Cassie, o czym ty mówisz?- dla Harrego moje słowa były absurdalne, dlatego tym trudniej było mi mu o wszystkim powiedzieć.
-Zdradziłam cię.
-Niee, nie wierzę.
-To prawda. Tak bardzo chcę cię przeprosić...
-Cassie...- Harry nie wydawał się zbyt zaskoczony tym o czym mu powiedziałam.
-Nie jestem też w ciąży...- dodałam żeby mieć to już za sobą. Harry wbrew moim oczekiwaniom, spojrzał na mnie ze smutkiem i jednocześnie radością w oczach  i po prostu wyszedł. Otworzyłam dwukrotnie buzię, aby coś za nim powiedzieć, ale nie wiedziałam co. Postanowiłam dać mu czas. Zrozumiem jeśli po tym wszystkim nie będzie chciał już ze mną być.

,,Oczami CJ''
Przez ponad tydzień musiałam pocieszać Megan. Nie chciała jeść i chodziła przygnębiona, ponieważ widziała jak Eddie przytulał się z jakąś inną dziewczyną.
-Megan, widocznie nie byliście sobie pisani...- nie mogłam już patrzeć na jej smutek. Meg podniosła na mnie wzrok i posłała mi pytające spojrzenie.
-Jesteś jeszcze bardzo młoda, znajdziesz sobie kogoś z kim naprawdę będziesz szczęśliwa.- dodałam. Po tych słowach Megan zaczęła się śmiać i odparła.
-Serio myślisz że to przez Ed'a? Mówiłam ci przecież że nie będę przez niego płakać. A poza tym kieruję się w życiu zasadą: ,,Nie żałuj niczego co choć przez chwilę dawało ci szczęście''. Postanowiliśmy zostać tylko przyjaciółmi.
-Więc o co chodzi?
-Martwię się o tatę.- uśmiech w tym momencie zszedł jej z twarzy.
-Heeej, będzie dobrze; nie martw się.- starałam się dodać jej otuchy.
-Jutro wracam do Irlandii.- oznajmiła.
-Lecieć z tobą?- zapytałam z delikatnym uśmiechem. Wreszcie zaczęła podejmować słuszne decyzje.
-Nie trzeba. Dam radę.- ona również się uśmiechnęła.
-Wiem o tym.- powiedziałam i z ciepłymi uśmiechami na twarzach, siedziałyśmy dalej przy kominku z gorącym kakaem.

,,Oczami Jade''
Dowiedziałam się że Zayn i Cara zerwali. Nie wiem co teraz będzie; ogólnie. Mam mętlik w głowie, ale wiem też że mogę liczyć na Eddiego, moich braci i dziewczyny. Ostatnimi czasy dużo zastanawiałam się nad moją przeszłością. Myśli typu ''co by było gdyby..?'' nachodziły mnie regularnie. Nie umiałam się ich pozbyć i przez to uszła mi cała radość z życia. Zaczęłam żałować decyzji które podjęłam kilka lat wstecz.
-Halo?- powiedziałam ponuro, pozbawiona jakichkolwiek emocji w głosie.
-Jade...- w telefonie usłyszałam głos Ariana.-Fabian jest w szpitalu.
-Co.. co się stało? Dlaczego?- pytałam niespokojnie. Jeszcze tylko tego brakowało.
-Wiesz że odstawił jakiś czas temu narkotyki.... niedawno musiał do nich wrócić i to wywołało gwałtowne zmiany w jego organizmie. Przynajmniej tak mówi lekarz, a według mnie to dosyć prawdopodobne.
-Jak się czuje?
-Jest nieprzytomny.
-Ale wyjdzie z tego... będzie dobrze.- powiedziałam chcąc przekonać samą siebie.- Zaraz do ciebie przyjadę.- dodałam.
-Nie, lepiej nie. Zadzwonię jeśli coś się zmieni, a poza tym jest ze mną Jannette.- odparł i właściwie na tym rozmowa się skończyła.

-Jak to, co się stało?!- Macy była bardziej przerażona ode mnie kiedy powiedziałam jej o Fabianie.
-Nie mogę uwierzyć, że do tego wrócił... tak dobrze mu szło.- odparła Cassie ze smutkiem. Nie odpowiedziałam na ich słowa. Jedynie w głowie zadawałam sobie pytania na które potem odpowiadałam. Zapadła cisza, ale nie taka niezręczna; taka, podczas której rozumie się drugą osobę bez słów. Wszystkie martwiłyśmy się o mojego brata, ale każda miała nadzieję, że to nic poważnego. Nie wiem czego oczekuję. Cassie powiedziała mi że muszę czuć się strasznie zagubiona.
-Bo jestem.- odpowiedziałam.- Tęsknię, a nawet nie wiem za czym. Czuję... pustkę.- rzekłam w zamyśleniu.
-Kiedyś będzie lepiej.- powiedziała Macy a ja jej uwierzyłam. Chyba kiedyś musi.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
1. Myślisz, że Harry i Cassandra nadal będą razem??
2. Co według ciebie stanie się z Fabianem, czy  zaistniała sytuacja wpłynie na jego związek z Jane??

Czekam na wasze komentarze, linki do blogów itp., ale zanim jeszcze się pożegnamy, chciałam Wam coś jeszcze powiedzieć :)

Z racji takiej, że ten czas tak szybko płynie i zanim się obejrzymy będzie 2014 rok, z okazji zbliżających się wielkimi krokami świąt Bożego Narodzenia, chciałam życzyć Wam wszystkim: 
spełnienia wszystkich, nawet tych najskrytszych marzeń, 
czerpania szczęścia i radości z każdej chwili
dużo zdrowia,
aby uśmiech nigdy nie znikał z waszych twarzy
i żeby kolejny rok był jeszcze lepszy niż ten.
Wesołych świąt! :) :*


poniedziałek, 9 grudnia 2013

Rozdział 109

,,Oczami Janette''
Siedzieliśmy w pokoju Fabiana.
-Przestań!- zaśmiałam się. Chłopak zaczął łaskotać mnie i całować. Nawet nie wiem kiedy oboje byliśmy już bez koszulek. Fabian był napalony jak nigdy. W pewnym momencie zaczął pokaszliwać i musiał przez to przerwać pocałunki.
-Wszystko ok?- zapytałam patrząc na niego z niepokojem. Nie otrzymałam odpowiedzi, ale za to chłopak zaczął zwijać się z bólu i każdy oddech łapał z coraz większym trudem.
-Dzwonię po karetkę.- rzuciłam już wybierając numer. Byłam tak przestraszona, że ręce zaczęły mi się trząść, a w oczach pojawiła się mgła od łez.
-Ni...e- wyjąkał Fabian i z każdą chwilą było z nim coraz gorzej. Nie zwróciłam uwagi na to co mówi i jak tylko się dodzwoniłam na pogotowie, podałam im wszystkie potrzebne informacje. Zanim przyjechali na miejsce, Fabian leżał nieprzytomny na łóżku, a ja siedziałam obok i płakałam. Miałam poczucie winy i to ogromne. Szybko założyłam na siebie jakąś koszulkę.
-Czy on jest pełnoletni, albo na coś uczulony?- zapytał lekarz jednocześnie go badając.
-Nie jest pełnoletni, uczulony chyba też nie.- odpowiedziałam i zmartwiona zaczęłam obgryzać paznokcie.
-Zabieramy go na oddział.- poinformował mnie lekarz i zanim skończył mówić, Fabian leżał już na noszach.
-Czy mogę jechać z nim? -zapytałam z nadzieją. Doktor kiwnął tylko twierdząco głową, gdyż był zajęty moim chłopakiem. Droga do szpitala wydawała się minutą, ale jednocześnie całą wiecznością. Gdy tylko dotarliśmy pod szpital, lekarze w pośpiechu zawieźli go do środka. Powiedzieli, że tam zajmie się nim lekarz prowadzący, a mężczyzna, który pozwolił mi jechać z Fabianem rzucił do mnie:
-Czy w przeciągu ostatniego tygodnia zażywał jakieś leki lub inne środki?
-Nie.. to znaczy nie wiem, wczoraj wróciłam do Londynu, nie wiem, może..- teraz poczucie winy było wręcz przytłaczające, nawet nie mogłam pomóc odpowiadając na jakieś głupie pytania, bo nie było mnie przy nim wtedy kiedy tego potrzebował. Po zakończeniu tak zwanego wywiadu, lekarz dodał jeszcze:
-Proszę poinformować jego rodziców.- i odszedł wtedy kiedy już chciałam powiedzieć, że on nie ma rodziców. Pewnie m.in. dlatego nie chciał żebym dzwoniła po pogotowie- bał się że jeśli wyda się, że jest niepełnoletni i nie ma prawnych opiekunów będzie miał problemy dotyczące jakiejś rodziny zastępczej... a może był jeszcze jakiś powód?? Wiedziałam, że brał kiedyś narkotyki, ale nie chciałam uwierzyć w to że znowu do nich wrócił, więc szybko odrzuciłam od siebie tę myśl. Kolejna fala łez zaczęła podchodzić mi do oczu. Starając się ją powstrzymać, szybkim krokiem poszłam do łazienki, jednocześnie wycierając oczy.
Przetarłam twarz zimną wodą i oparłam się na zlewie. To jednak nie przyniosło oczekiwanego efektu i w gardle poczułam jeszcze większy ścisk. Wtedy rozpłakałam się na dobre. Stałam tam i przyglądałam się swojemu odbiciu. Makijaż spływał mi po policzkach. Dopiero po upłynięciu z 15 minut starałam się ogarnąć. Zadzwoniłam do Ariana.
-Cześć, tu Jannette.- powiedziałam.- Fabian jest w szpitalu.
-Co się stało?
-Przyjedź szybko. Muszę kończyć.- rozłączyłam się, gdyż znowu zaczął załamywać mi się głos. Wyszłam na korytarz.
-Wiadomo już coś?- zapytałam z nadzieją lekarza, który właśnie wyszedł z sali.- Chodzi mi o chłopaka... młody, przyjechał tu ze 20 minut temu, nieprzytomny. Nazywa się Fabian Henderson. 
-Jest pani z nim spokrewniona?- zapytał przyglądając mi się.
-To mój chłopak.
-Przykro mi, nie mogę udzielić pani informacji o nim.- odrzekł. Wtedy poczułam, że za chwilę wybuchnę. Muszę wiedzieć co z nim. 
-Proszę mi chociaż powiedzieć czy żyje.- powiedziałam za nim z nadzieją i rozpaczą w głosie. Mężczyzna zatrzymał się na chwilę i obrócił w moją stronę. Z ledwie widocznym uśmiechem kiwną twierdząco głową, po czym odszedł. Ta wiadomość sprawiła, że poczułam ulgę i wiarę choć sama nie wiem w co. Tuż po tym w szpitalu pojawił się wystraszony Arian, który rozglądał się za mną. Podeszłam do niego i powiedziałam o tym co zaszło. Odetchnął z ulgą kiedy dowiedział się, że jego młodszy brat żyje. Widać było że bardzo to przeżywa. 
-Poszukam lekarza może powie mi coś więcej.
-Tam jest.- powiedziałam widzą doktora, z którym rozmawiałam wcześniej. Podeszliśmy do niego.
-Nazywam się Arian Henderson. Mój brat jest pod pana opieką...
-Tak, witam. Jego stan jest stabilny i choć się poprawił, nadal nie jest najlepszy. Wciąż nie wiemy co mu dolega, możemy jednak  wykluczyć choroby przewlekłe, genetyczne, wirusowe i bakteryjne. 
-Co to oznacza?- zapytał Arian zaniepokojony.
-Musiał coś zażyć. Dopóki nie dowiemy się co to takiego, nie możemy podać mu żadnych środków, aby go z tego wyciągnąć. 
-A jak się teraz czuje?- wtrąciłam się.
-Wciąż jest nieprzytomny. Na pewno nie wiecie co takiego mógł zażyć? To mogłoby bardzo nam pomóc.
Arian zmarszczył czoło i jakby bił się z myślami. Od razy pomyślałam, że chodzi mu o prochy. Może lepiej będzie o tym powiedzieć dla bezpieczeństwa Fabiana? Chociaż jeśli to okaże się prawdą, pewnie będzie miał policję na głowie. Z drugiej strony jeśli to prawda to prędzej czy później do tego dojdą...
-Myślę że mogła to być kokaina, amfetamina albo jakieś dragi.- powiedział bez wahania Arian. Spojrzałam na niego, lecz chyba tego nie dostrzegł. 
 *Godzinę później*
-Może zadzwoń do Jade.- zaproponowałam bez większych emocji.  
-Może lepiej nie. Zadzwonię do niej jak już się wybudzi.- oparł głowę o ścianę. Między nami zapadła cisza, którą po chwili przerwałam słowami:
-Nie boisz się że jeśli to faktycznie przez narkotyki, Fabian będzie miał poważne kłopoty?- zapytałam. Arian spojrzał na mnie i odpowiedział:
-To nie on tylko ja mogę mieć problemy i mimo to zrobiłbym to jeszcze raz gdyby tylko zaszła taka potrzeba. Tu chodzi o jego życie.
-Jak to? Przecież to on sprzedawał i sam brał..
-Jest niepełnoletni więc nie pójdzie do paki. Ja też kiedyś brałem w tym udział.... rozumiesz. Obaj w tym siedzimy.
-Mam straszne wyrzuty sumienia. Nigdy bym sobie nie wybaczyła, gdyby coś mu się stało.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
No witam Was po tak długiej przerwie!! :D Nie obiecuję że będę regularnie pisać, ale postaram się od czasu do czasu coś dodać, gdyż niektórzy mnie o to proszą, a ja tęsknię za pisaniem :)
Tak więc do następnego rozdziału, a tymczasem zachęcam was bardzo do komentowania ;*

niedziela, 20 października 2013

Rozdział 108

,,Oczami Jade''
-Przeprosić?- byłam poirytowana- A co to zmieni?!- wykrzyknęłam mu prosto w twarz. Zayn widać nie umiał odpowiedzieć na to pytanie.
-Rozumiem że masz do mnie żal, ale chciałbym to naprawić...
-Naprawić.. co?
-Nas.- odrzekł po chwili.
-Nie układa ci się z Carą i przyleciałeś do mnie? Zayn, jesteś żałosny. Nie będę twoim pocieszeniem.
-Nie, z Carą jest w porządku. Zrozumiałem, że tak naprawdę kocham ciebie. Tylko o to mi chodzi.- odparł.
-To bez sensu. A poza tym ty masz z nią dziecko, a ja jestem z Eddiem. Chyba nie powinniśmy komplikować tego jeszcze bardziej.- spojrzałam na niego z uwagą, po czym wyminęłam i ruszyłam na górę. Zamknęłam za sobą drzwi i zapaliłam światełka nad łóżkiem. Głęboko wzdychając usiadłam na łóżku i z pustką w głowie wpatrywałam się w ścianę. Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć; najchętniej odcięłabym się od świata i już do niego nie wracała. Po chwili wstałam i wzięłam stojącą w kącie gitarę. Ponownie usiadłam na łóżku i przymierzając się do zagrania piosenki, którą dawno temu wymyśliłam, starałam się przypomnieć do niej akordy.

,,Oczami Cassandry''
Mam wielką ochotę TO zrobić.- pomyślałam przygryzając dolną wargę.
-O czym myślisz?- zapytał siedzący naprzeciwko Ryan.
-O moim pożyciu seksualnym.- odparłam lekko kołysząc się na boki, jednak dalej wpatrując gdzieś w podłogę. Ryan parsknął śmiechem na te słowa i trochę spuszczając wzrok i również przygryzając wargę, zaczął się nad czymś zastanawiać.
-Wiesz co odciąga człowieka od problemów, prócz alkoholu i różnych używek?- zapytał, patrząc już na mnie.
-Sex?- odparłam bez zastanowienia.
-Yhym.- mruknął niedbale i puszczając mi oczko, kiwnął głową w bok. Doskonale wiedziałam co ma na myśli. Nie byłam jednak pewna czy powinnam to zrobić...

,,Oczami Cary''
A myślałam, że już wszystko będzie dobrze, że poukładałam już sobie życie. Myliłam się. Zresztą nie pierwszy raz. Przetarłam grzbietem dłoni oczy i wzięłam głęboki oddech.
-Kochanie, masz zaraz sesję zdjęciową.- powiedział wchodząc do pokoju Zayn. Nie miałam ochoty na niego nawet patrzeć. Leżałam, więc całą swoją uwagę poświęciłam sufitowi w salonie Hendersonów.
-Odwołali.- odpowiedziałam krótko.
-Eeeej, co jest?- zapytał pocieszająco Zayn i nachylając się ściągnął koszulkę. Zaczął całować mnie po szyi, ale odepchnęłam go.
-No co jest?- powtórzył pytanie, kiedy zrozumiał, że naprawdę jestem na niego zła.
-Słyszałam całą twoją rozmowę z Jade. Którą z nas kochasz bardziej?- zapytałam.
Zayn nie odpowiedział.
-No odpowiedz!!- krzyknęłam na niego. Po tych słowach chłopak bez słowa wyszedł z pokoju. W oczach zakręciły mi się łzy mimo, że się tego spodziewałam. Nie powinnam była dawać drugiej szansy Zaynowi. On zawsze będzie taki sam, a ja tylko straciłam czas na te jego gierki. Tym razem to był ewidentnie koniec.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam, że taki krótki, a długo musieliście na niego czekać, ale ostatnio byłam strasznie zabiegana- rano wychodzę do szkoły a wracam koło 20, a czasem jak pójdę gdzieś ze znajomymi to i sporo później. Mam nadzieję, że jak zawsze wybaczycie :)

1. Sądzisz, że Cas zrobiła to z Ryanem??

sobota, 5 października 2013

Rozdział 107

,,Oczami CJ''
Kiedy weszłam do pokoju w którym była Megan, zastałam ją stojącą przed otwartą szafą i szukającą czegoś spośród moich rzeczy.
-Co robisz ?- zapytałam delikatnie, podchodząc bliżej.
-Oglądam jakie masz ciuchy.- odpowiedziała nawet na mnie nie patrząc.
-Przecież wczoraj wybrałaś sobie co chcesz żebym ci pożyczyła.
-Tak, koszula w kratę z jakiegoś poliestru, rurki i oczojebne martensy..
-Powinno wystarczyć.- spojrzałam na nią stanowczo. Dziewczyna wywróciła oczami i usiadła na łóżko.-Wiem dlaczego nie chcesz wrócić do Irlandii.- dodałam po chwili. Meg widać zupełnie nie spodziewała się tego co przed chwilą usłyszała.
-Jade ci powiedziała?- zapytała.
-Dała wskazówkę. Wiem, że to na pewno wyda ci się kompletną bzdurą, ale Taylor to nie jest chłopak dla ciebie..- odparłam kładąc swoją dłoń na jej, jednak Megan szybko ją zabrała:
-Tak masz rację; to co mówisz jest dla mnie kompletną bzdurą. Czemu nie tolerujesz tego że jestem z nim szczęśliwa, a on nie jest kimś kto oleje mnie dla pierwszej lepszej.
-Rozumiem że jesteś zakochana, ale zrozum, że później możesz przez niego cierpieć.
-Pff.- Meg parsknęła.-Jeśli już to on przeze mnie.- na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.-Nie mam zamiaru płakać nawet jeśli już się rozstaniemy. Będzie co ma być, a jak na tą chwilę, to mam gdzieś to co wydarzy się za miesiąc, dwa czy rok.
Nie wiedziałam jak mam do niej dotrzeć.

,,Oczami Fabiana''
Od jakiś 15 minut stałem nieopodal London Eye oparty łokciami o barierki i jednocześnie zamyślony, a także zniecierpliwiony. Wpatrywałem się w falującą taflę wody, w której odbijał się blask wschodzącego jeszcze słońca.
-Fabian! -usłyszałem głos Jane i szybko się odwróciłem.
-Jannette!- na mojej twarzy uśmiech sam zaczął się malować. Jane wpadła mi w ramiona, a ja wziąłem ją na ręce i czule się pocałowaliśmy.
-Tak bardzo cię przepraszam.- powiedziała dziewczyna przytulając mnie.
-Nie umiem się na ciebie gniewać.- powiedziałem z uśmiechem i dodałem- Chodźmy gdzieś, jest zimno, a poza tym pewnie jesteś głodna.

-Wiem, że korci cię żeby spytać czemu wyjechałam.- powiedziała Jane po tym jak zamówiliśmy sobie jedzenie.
-Szczerze mówiąc to tak, ale nie chcę cię zadręczać pytaniami, bo sam tego nie lubię.
-Wyjechałam na prawie miesiąc, nic nie powiedziałam, ani nawet nie dałam żadnego znaku życia. Należą ci się te wyjaśnienia.- odpowiedziała, po czym zaczęła opowiadać.- Musiałam wyjechać, bo chciałam pomóc rodzicom...
Jane opowiedziała mi całą historię, a ja tym bardziej nie mogłem być na nią zły.
-Wiesz co, chodźmy do mnie. Trzeba jakoś nadrobić ten miesiąc.- uśmiechnąłem się łobuzersko i dziewczyna od razu załapała o co mi chodzi, więc odwzajemniła uśmiech.
-Kuszące, ale mam lepszy pomysł.- odparła, tym samym mnie zaskakując.- Chodźmy nad jezioro.- posłała mi urocze spojrzenie.
-Ale to spory kawałek stąd.- rzekłem niechętnie.
-Nie szkodzi. Za rogiem jest wypożyczalnia.
-Czego, samochodów?- zapytałem.
-Też.- odpowiedziała mi i wstała, więc ruszyłem za nią.
-Cześć Ben.- przywitała się z mężczyzną stojącym za ladą w wypożyczalni.
-Jannette, cześć! Co cię tu sprowadza?- dodał kładąc ręce na biodra, z szerokim uśmiechem.
-To jest Fabian.- przedstawiła mnie facetowi.
-Dobry.- wydukałem podając mu rękę.
-Chcieliśmy wypożyczyć rower.- stwierdziła Jane, poświęcając mu niemal całą swoją uwagę.
-Jeden na dwie osoby?.
-Poradzimy sobie.- Jannette promiennie się uśmiechnęła.
-No dobrze, jak wolicie, Jeff was obsłuży.- powiedział, wskazując trochę młodszego od niego gościa, przeglądającego za ladą jakieś faktury.

*Godzinę później* ,,Oczami Jannette''
Jechaliśmy że tak powiem, przez jakieś pola.
-Przerwa.- stwierdził Fabian zatrzymując się.
-Już się zmęczyłeś?- zapytałam z uśmieszkiem.
-To może ty prowadź.- odparł i oboje prychnęliśmy.
-Wiesz co...- powiedziałam przekładając jedną nogę nad ramą roweru, tak, że znalazłam się twarzą do niego.- Kocham cię.-dokończyłam.
-Wiem.- uśmiechnął się ciepło.- ja ciebie też.- stwierdził.

,,Oczami Jade''
-Jestem!- krzyknęłam wchodząc do domu. Ani Arian, ani Fabian mi nie odpowiedział. Nie przejmując się tym zdjęłam buty i już miałam pójść na górę, ale kiedy się podniosłam znikąd wyrósł przede mną Eddie.
-O matko!- wystraszyłam się jego.
-Jestem chyba pierwszą osobą która kiedykolwiek cię wystraszyła.- uśmiechnął się.
-Bardzo prawdopodobne.- odwzajemniłam uśmiech.-Co tu robisz?- zapytałam, a on nagle spoważniał.
-Chciałem cię przeprosić za ten cyrk związany z moim ojcem. Cassie i pewnie ty też macie mnie za wariata, widząc że ten wyciąga do mnie rękę, a ja nie chcę się z nim pogodzić mimo to i.. no wiesz co chcę powiedzieć. Ale ja wiem, że on się nie zmieni i już zawsze taki będzie. Cas powinna zerwać z nim jakikolwiek kontakt, bo na pewno nie wyniknie z tego nic dobrego.
-Eddie, nie mam do ciebie żalu i nie chcę żebyś mi się tłumaczył czy przepraszał. Nie masz za co, a ja nie chcę się w to mieszać.- wzruszyłam ramionami.
-W porządku, ale wolałem żebyś wiedziała jak ja na to patrzę.- odparł.-Wiesz, ja właśnie miałem wychodzić, także ten...-stwierdził i wyszedł, żegnając się ze mną.
-Jade!- po wejściu do mojego pokoju stanęłam jak wryta. Stałam oko w oko z Zaynem.
-Wyjdź stąd.- odrzekłam po chwili, omijając go wzrokiem.
-Jade, porozmawiajmy, proszę.
-Nie Zayn, wszystko jest jasne. Nie ma o czym gadać.
-Chciałem cię przeprosić...

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
1.Sądzisz, że Jade wysłucha Zayn'a ??

Dzisiaj tylko jedno pytanie, a tak w ogóle to przepraszam że musieliście tyle czekać na ten rozdział, ale przez kilka dni nie miałam neta ;o Aha, no i jeszcze jedno: ja już powoli się gubię w tych wszystkich wydarzeniach z opowiadania, mimo że jestem jego sprawczynią tak więc wy, pewnie kompletnie się w tym pogubiliście. Wiem że życie bohaterów się pokomplikowało, ale teraz będę już wyprowadzać ich na prostą, także dobrej nocki i czekam na komentarze ;*