-Hej...- odparł Harry opierając się o futrynę łuku w salonie.- Przemyślałem sobie to wszystko.- urwał, po czym westchnął. Z jego twarzy nie mogłam wyczytać emocji, ale czułam że sama mam wymalowany na twarzy strach przed tym co za chwilę powie.- Chcę żebyś wiedziała, że bez względu na to co się między nami dotychczas działo, uświadomiłem sobie że nie potrafię przestać cię kochać.- powiedział a ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem i wdzięcznością.
-Ja...-zaczęłam ale sama nie wiedziałam co chcę mu powiedzieć.- Harry, tak bardzo cię przepraszam. Wiem że to niewiele zmienia, ale chciałabym żebyś wiedział że jest mi naprawdę przykro.
-Cassie, wierzę ci. Naprawdę.- zapewnił mnie podchodząc coraz bliżej, po czym przyciągnął mnie do siebie. Tkwiliśmy chwilę w ciszy zatapiając nasze oczy w czułym spojrzeniu. Zarzuciłam Harremu ręce na szyję, a ten niepewnie zbliżył swoje usta do moich. Ostatni, pełen wahania ruch Harrego był początkiem namiętnego pocałunku, którego tak bardzo potrzebowałam. W tym momencie ktoś wszedł do domu. Ociągając się przerwaliśmy całusa, a ja widząc przygnębionego Nialla delikatnie zmarszczyłam brwi.
Zeszłej nocy ,,spałam'' z Jade i Arianem u nich w salonie. Przesiedzieliśmy całą noc niemalże w ciszy od czasu do czasu wychodząc na schody odetchnąć, pobyć te pięć minut w samotności by lepiej ukryć łzy. Około 4 nad ranem otrzymaliśmy telefon ze szpitala że stan Fabiana znacząco się pogorszył. Jade usnęła chwilę wcześniej więc na oddział pojechaliśmy tylko ja z Arianem. Teraz mijamy Tower Bridge. Widzę ten most, chociaż mam kompletną mgłę przed oczami... tak bardzo chciałabym cofnąć czas i powiedzieć mu gdzie i poco wyjechałam. A teraz może być już za późno. Wiem że to przeze mnie, to wszystko to moja wina. Nieoczekiwanie wybuchnęłam głośnym płaczem. Arian spojrzał na mnie i lekko przyspieszył.
Po około 10 minutach jazdy wbiegliśmy na oddział i wpadliśmy prosto na lekarza dyżurnego.
-Co z Fabianem?!- krzyknął Arian gwałtownie rozglądając się za jego ramieniem. Lekarz zaczął coś do niego mówić jednak ten nie zareagował. Po chwili szybkim krokiem, wręcz truchtem przemierzaliśmy korytarz by dotrzeć do sali w której leżał Fabian. Kiedy zastaliśmy jego łóżko puste, serce chyba na chwilę mi się zatrzymało. Arian spanikowany odwrócił się i podszedł ponownie do lekarza.
-Co z Fabianem?- powtórzył spokojnie łagodnym, pełnym pokory głosem, jednak był stanowczy.
-Jest na sali operacyjnej.- odparł lekarz.- Po operacji chirurg powie wam więcej. Jak na razie nie można dokładnie stwierdzić jak poważny jest jego stan.
Czekaliśmy na korytarzu od kilku godzin. Czas bardzo wolno. Arian chodził w kółko albo patrzył przez okno w zamyśleniu. Nie chciałam sobie nawet wyobrażać tego co musi czuć... i tak ma już wystarczająco pod górkę w życiu; stracił rodziców, a teraz może też i jego. Brata a za razem przyjaciela. Naprawdę było mi żal Ariana ale też i Jade oraz Fabiana. Oczy lekko przymykały mi się po nieprzespanej nocy, a za oknem nastał już ranek.
2 godziny później. Szklane drzwi za którymi krył się korytarz na salę operacyjną powoli zaczęły się otwierać. Poderwaliśmy się jak poparzeni i nawet nie wiem kiedy, znaleźliśmy się tuż obok lekarza. Patrzyliśmy na niego pytająco, a on utkwił w nas wzrok i stał przez chwilę w milczeniu. Powiedział coś, ale nie chciało to do mnie dotrzeć. Przed oczami widziałam tylko mgłę, wszystko jakby jeszcze bardziej zwolniło, a w uszach słyszałam tylko bicie mojego serca.
-Straciliśmy go.- powtórzył lekarz.
-Niee!, na pewno da się jeszcze coś zrobić, na pewno! On nie może umrzeć, zróbcie coś, do cholery zróbcie coś!- krzyczał Arian płacząc i co kilka słów łamał mu się głos. Mój oddech gwałtownie przyspieszył słuchałam tylko tego co się za chwilę stanie i próbowałam nad sobą zapanować. Strumienie łez zalewały mnie od środka i wydostawały się na zewnątrz. Przez gulę w gardle nie mogłam przełknąć śliny, ani niemal złapać powierza czy czegokolwiek powiedzieć. Usiadłam na krześle zastanawiając się czy to nie sen. Uspokoiłam trochę oddech, ale wciąż tliło mnie coś w głowie i obraz przed oczami zamazywały strugi łez, ale ich nie czułam. Uświadomiłam sobie że niczego nie czuję, niczego nie słyszę. Pustka. Jeszcze ta cholerna bezradność. Niespodziewanie zachowanie Ariana przyciągnęło moją uwagę. Zerwał się z miejsca i jakby nie był świadomy tego co robi.
-Dokąd idziesz.- powiedziałam cicho nawet nie pytającym tonem, odprowadzając go wzrokiem. Nie odpowiedział, więc wstałam i ruszyłam za nim. Wydawało mi się że nawet nie zauważył że go wołam i próbuję dogonić. Kiedy znaleźliśmy się w jednym z węższych korytarzy tego szpitala wszedł do jakiegoś pomieszczenia. Podeszłam bliżej. Jestem taka głupia....on tylko poszedł do łazienki. Na chwilę się uspokoiłam, ale nie trwało to długo, gdyż w jednej sekundzie do głowy przyszły mi setki wątpliwości. Popchnęłam drzwi do męskiej toalety i szukając znajomych butów pod drzwiczkami doszłam do ostatniej kabiny w której go znalazłam.
-W porządku?- zapytałam obracając głowę w bok, aby moje ucho znalazło się tuż przy drzwiach i lekko zastukałam.- Arian, nic ci nie jest?- zadałam kolejne pytanie na które również nie otrzymałam odpowiedzi. Niepewnie pociągnęłam za gałkę i moim oczom ukazał się Arian siedzący na zamkniętym sedesie z pistoletem w dłoniach. Kiedy mnie zobaczył wycelował nim we mnie.
Wystraszyłam się, i to cholernie, ale nie myślałam w tym momencie o sobie.
-Arian, odłóż to.- powiedziałam i starałam się zachować spokój w głosie. -Odłóż.- powtórzyłam łagodnie. -Damy radę, zaufaj mi.- powiedziałam i po moich policzkach spłynęła łza, a za nią kilka kolejnych. Chłopak sam nie wiedział co ma zrobić, to wszystko go przerastało.
-W porządku? Nic nie jest w porządku.- odparł i sam rozpłakał się jeszcze bardziej. Nie wiedział co ma zrobić z bronią w dłoniach, zaczął trząść nią na prawo i na lewo, aż w końcu przyłożył ją sobie do głowy.
-Tyle już przeszedłeś, nie poddawaj się teraz. Nie wyobrażam sobie tego co musisz teraz czuć, to straszne, ale z czasem będzie lepiej. - pod koniec załamał mi się głos.
-Będzie lepiej? Wszystkie bliskie mi osoby odeszły! Nie będzie dobrze, już nic nigdy nie będzie dobrze. Jeśli to zrobię wszyscy będziemy szczęśliwi, to jedyne wyjście!- odparł i jeszcze mocniej zacisnął dłonie na pistolecie.
-Całe życie przed tobą, nie odbieraj go sobie. To nie jest jedyne wyjście rozumiesz, zawsze masz wybór. To co chcesz zrobić byłoby twoją najgorszą podjętą decyzją ...
-...której potem nie mógłbym żałować.- dodał i zacisnął powieki spod których wypływały krople łez.
-Pomyśl o Jade ona zostałaby już całkiem sama. Macie siebie nawzajem i to jest najważniejsze. Nie rób tego ani jej ani sobie. Arian..? Słyszysz mnie?- spytałam. Wydawało mi się że sam tego nie chce, ale nie ma już siły dalej zmagać się ze swoim życiem.- Będzie dobrze. Obiecuję.- zapewniłam i kucając, położyłam dłoń na jego kolanie.- Obiecuję.- szepnęłam. Przez chwilę słychać było tylko nasze oddechy. Chłopak opuścił ręce i spłakany wstał, ale w jego oczach nadal szalał strach. Nagle uświadomiłam sobie że go przytulam. Przycisnęłam swoją głowę mocno do jego ramienia i słyszałam bicie jego serca. Waliło jak oszalałe, zapewne tak jak moje. Zachodziłam się od płaczu i poczułam jak moje włosy robią się mokre od jego oczu.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Szczerze mówiąc sama nie wiem co mam teraz tu napisać :(
Chęcę wam tylko ogrooooomnie podziękować za te 40 000 tys. wejść i powiedzieć, że jestem wam wszystkim którzy to czytają naprawdę wdzięczna :)
Zachęcam do komentowania i pozdrawiam :*